wtorek, 9 lutego 2016

Witamina C

Nie byłoby mnie tu dzisiaj, gdyby nie choroba. Nie miałabym ani kiedy, ani o czym pisać.
Ale jestem. Dzięki niebiosom za tą możliwość ;)

Wracając do choroby, właściwie przeziębienia. Od lat przy każdym okresie gorszego samopoczucia słyszę - weź witaminę C (albo inny specyfik, posiadający ją w składzie). Jedz cytrynę, kapustę kiszoną, natkę pietruszki itp itd.
W internecie można znaleźć wiele artykułów, w których powielane są poglądy na temat rzekomego zbawiennego wpływu witaminy C na odporność organizmu. Znajdziemy również wypowiedzi o zgoła innym wydźwięku.
Pewnym jest, że badania naukowe nie potwierdziły pozytywnego wpływu wspomnianego specyfiku na stan zdrowia przyjmujących go chorych.
"Okazuje się, że przyjmowanie kwasu askorbinowego w czasie infekcji nie skraca czasu jej trwania, a także nie łagodzi jej objawów. Z kolei codzienne przyjmowanie witaminy C w celach zapobiegawczych, skraca czas trwania przeziębienia o zaledwie 8 proc. u dorosłych i 14 proc. u dzieci. Co ciekawe, wykazano, że witamina C wywiera największy wpływ na ciężko trenujących. Udowodniono, że profilaktyczne przyjmowanie witaminy C przez sportowców zmniejsza ryzyko przeziębienia o 50 proc.[źródło]"
Ilu z nas uprawia sport wyczynowo?

Żeby nie było - wyniki powyższych badań potwierdziłam u znajomego farmaceuty.
Zgodził się jednak, że witaminę C warto przyjmować m.in. po to, by uniknąć kaca :)

Internety grzmią jeszcze o innych cudownych właściwościach witaminy C. Okazuje się, że może być stosowana jako lek na raka! Niestety "medyczna mafia" ukrywa przed nami ten fakt.
O mafii medycznej, czy spożywczej, nie będę się rozwodzić. To temat na książkę, nie artykuł.
Dlatego spróbuję wyjaśnić czym jest witamina C dla chemika.

Witamina C to kwas askorbinowy (zwany też askorbowym), inaczej (R)-3,4-dihydroksy-5-((S)-1,2-dihydroksyetylo)furan-2(5H)-on.
Występuje z postaci krystalicznej, jako biały lub bezbarwny krystaliczny proszek.

Jest czuła na światło, wilgoć z powietrza oraz wysoką temperaturę. Dlatego witaminę C przechowujemy w zacienionym miejscu, w szczelnych opakowaniach i nie gotujemy, ani nie zalewamy wrzątkiem (np.cytryny).

Kwas askorbinowy jest PRZECIWUTLENIACZEM (=antyoksydantem). Ładne i mądre słowa. Do tego dość modne. Co oznacza?
Antyoksydanty chronią nas przed wolnymi rodnikami. I znowu nie wiadomo o co chodzi.

To może najprościej. Wolne rodniki to substancje, które posiadają niesparowany elektron. Elektron ten ma wielką potrzebę sparowania się z innym elektronem i jest przy tym dość agresywny. Na tyle, aby rozrywać wiązania chemiczne i "niszczyć" dostępne związki chemiczne.
Kwas askorbinowy ma tą "cudowną" właściwość, że jest w stanie oddać jeden ze swoich elektronów wolnemu rodnikowi. W ten sposób wolny rodnik przestaje być rodnikiem, bo wszystkie elektrony ma sparowane. Kwas askorbinowy natomiast tworzy stabilny układ, w którym niesparowany elektron jest zdelokalizowany pomiędzy dwiema sąsiadującymi ze sobą grupami wodorotlenkowymi i jedną grupą tlenkową (to te w pierścieniu!). Tak, wiem. Trochę przesadzam z chemiczną paplaniną.

Dodam już tylko na koniec, że w wyżej opisanym procesie kwas askorbowy sam się utlenia, chroniąc inne komórki przed utlenieniem. Ot, cała filozofia :)



poniedziałek, 20 lipca 2015

Kwaśnienie mleka

Podobno podczas burzy kwaśnieje mleko.
Czy dzieje się to na skutek wyładowań atmosferycznych i powstającego podczas nich ozonu, czy z powodu nagłego spadku ciśnienia, a może przez wysoką temperaturę powietrza panującą przed burzą? Tego nie wyjaśniono.
Znana jest też teoria o krasnoludkach sikających do mleka, lub - najbardziej przyziemna - o skutku braku prądu, który często obserwujemy podczas szczególnie intensywnych burz.

W ostatni weekend, znając prognozy pogody, postanowiłam wykorzystać energię płynącą z burzy i zrobić zsiadłe mleko.
Z iście naukową precyzją przygotowałam niezbędny sprzęt laboratoryjny - szklany słoik, doskonały surowiec chemiczny - mleko od wiejskiej krowy oraz stanowisko naukowe - blat w kuchni, tuż obok lodówki (jeśli mleko kwaśnieje przez sikające doń krasnoludki, nie chciałam zbytnio utrudniać im drogi).
Reakcję chemiczną nastawiłam w sobotni wieczór, licząc na 100% konwersję w niedzielny poranek.
Sobotnia burza była zadowalająca (choć nie dorastała do pięt tej niedzielnej), mimo to w niedzielę rano na drodze analizy organoleptycznej (znaczy: powąchałam mleko) nie stwierdziłam powstania kwasu mlekowego.
Dlaczego tak się stało i mimo burzy mleko nie skwaśniało? Nie mam pojęcia. Może ktoś z Was mnie oświeci (poproszę o komentarze).
Podzielę się w zamian wiedzą na temat fermentacji mlekowej, której przebiegu oczekiwałam.

Fermentacja mlekowa to przemiana cukrów (węglowodanów) w kwas mlekowy. Przebiega bez dostępu tlenu (lub przy ograniczonym jego dostępie), w obecności bakterii rodzaju Lactobacillus.


Proces ten jest szeroko wykorzystywany w przemyśle spożywczym do produkcji jogurtów, kefirów, serów, kwaszenia ogórków czy kapusty, produkcji zakwasu na chleb, oraz w przemyśle wędliniarskim. Bywa też niechcianą ścieżką przemian podczas "siostrzanej" fermentacji alkoholowej, gdy zamiast etanolu powstaje kwas mlekowy.

Kwas mlekowy powstaje też w naszych organizmach podczas wysiłku fizycznego, na skutek fermentacji mleczanowej.
Ale, tu Wiki mnie dokształciła, powszechne "zakwasy" dzień po treningu nie są spowodowane przez obecność kwasu mlekowego w mięśniach, gdyż ten zostaje usunięty z organizmu już po upływie 1-2 godzin. Ból mięśni jest wynikiem mikrourazów, których doświadczamy przetrenowując się.
Tak więc kolejna teoria, według której po intensywnych ćwiczeniach piłam alkohol, aby powstający kwas mlekowy zestryfikować, legła w gruzach. 
Ale o tym ciiii!!!


poniedziałek, 8 czerwca 2015

Trucizny: amigdalina

W długi weekend mąż uraczył mnie wyznaniem, że kiedy będzie chciał mnie zabić, otruje mnie migdałami. Urocze.
Z jakiegoś popularnonaukowego programu TV dowiedzieliśmy się, że migdały zawierają silną truciznę, która może być śmiertelna dla dorosłego człowieka gdy ten spożyje 81 migdałów.
Z czystej naukowej ciekawości policzyłam migdały znajdujące się w standardowym opakowaniu (200g), wyszło 85! 
Jak to? 
Przecież nie raz zjadłam w ciągu dnia taką paczkę migdałów i nic mi się nie stało! 
- Wujku G. - o co chodzi?
Na szczęście wujek ma większą wiedzę niż pan z TV (tudzież wujka chętniej słucham).
Okazało się, że ta trucizna, amigdaliną zwana, znajduje się w migdałach, ale gorzkich, a te spożywane przeze mnie są słodkie, uff. 
Do tego mąż nie zatruje mnie podmieniając migdały, bo nie będę w stanie zjeść tylu sztuk felernych owoców.
Jeszcze większe szczęście.
Czym zatem jest amigdalina, skoro jest taką silną trucizną?


Amigdalina to związek organiczny złożony z dwóch fragmentów glukozowych, aldehydu benzoesowego i grupy cyjankowej. Rozkłada się zatem, w odpowiednich warunkach, na nieszkodliwy cukier prosty (glukozę), oraz dwie substancje trujące - benzaldehyd i cyjanowodór. Tym właśnie produktom gorzkie migdały zawdzięczają swą złą sławę.
Amigdalinę znajdziemy też w wielu naturalnych produktach:
"Pestkach lub nasionach owoców: jabłka, moreli, wiśni, nektaryn, brzoskwiń, gruszce, śliwek, Fasoli: bób (Vicia faba L.), ciecierzyca, soczewica (skiełkowana), fasola półksiężycowata, mung (skiełkowana), fasola ozdobna (Phaseolus coccineus). 
Orzeszkach: gorzkie migdały, macadamia (podobne do laskowych), nerkowca 
Jagodach: Niemal wszystkie dzikie jagody. Jeżyny, aronii,  żurawiny błotnej, dziki bez (Sambucus L. ), malin, truskawek. 
Nasionach: lnu, sezamu, chia (Salvia hispanica) - czyli oleiste 
Trawach: Akacja (Acacia Mill.), alfalfa (skiełkowana), wodnych trawach, sorgo alpejskie (Sorghum halepense (L.) Pers.) , trojeść amerykańska (Asclepias syriaca), pszenica (trawa).
Ziarnach: kasz owsa, jęczmienia, brązowego ryżu, gryki, kasz,chia, lnu, prosa, żyta, wyki, pszenicy (jagody). 
I innych: Pędach bambusa, fuschia roślin, Sorgo (Sorghum Moench) , dzikiej hortensji, cis drzewa (igieł, świeże liście)" 

Wujek Google poinformował mnie także, że amigdalina jest doskonałym lekarstwem na najpoważniejsze choroby cywilizacyjne (raka i choroby serca), jednocześnie nadmieniając, że badania kliniczne nie potwierdziły tych cudownych właściwości.  
Nie mnie oceniać słuszności obu stwierdzeń.  
Zacytuję klasyka "Cóż jest trucizną? Wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną. Tylko dawka czyni, że dana substancja nie jest trucizną"  (Paracelsus).

niedziela, 31 maja 2015

Składniki żywności: barwniki syntetyczne

Czas na kontynuację starego cyklu.
Planowałam dokładny opis poszczególnych związków chemicznych stosowanych do barwienia żywności, z informacjami o ich szkodliwości. Niestety tak nie będzie wyglądać ten wpis, ponieważ znalazłam bardzo ciekawy i bogaty w informacje artykuł tu. Pozdrawiam serdecznie Autora a Was zapraszam na Jego blog.

Tymczasem sama zajmę się przybliżeniem chemii barwników syntetycznych.

Większość spośród problematycznych substancji chemicznych stosowanych do barwienia żywności należy do grupy związków azowych
Proszę nie kojarzyć nazwy z imieniem Aza (miałam w dzieciństwie sukę Azę - bardzo ją kochałam). Związki azowe, to takie, które posiadają w swojej strukturze grupę -N=N- (zwaną grupą azową). Jak się je otrzymuje, chyba nie warto pisać. Warto jednak nadmienić, że jeśli grupa ta sąsiaduje z pierścieniami aromatycznymi, może absorbować promieniowanie widzialne, co z kolei powoduje zabarwienie związku chemicznego. Gama kolorystyczna jest bardzo szeroka, lecz najpopularniejsze są żółcie, czerwienie czy błękity.
Przykładowe kolory wraz ze strukturami związków chemicznych przedstawia poniższy schemat.


Związki azowe są fajne. Łatwo się je syntezuje, reakcje można prowadzić w wodzie, w temperaturze zbliżonej do temperatury otoczenia. Produkty reakcji są stabilne, łatwo je oddzielić i oczyścić, a następnie przechowywać. Można je stosować w środowiskach o zróżnicowanym pH, w wysokich i niskich temperaturach, przy dostępie światła, wilgoci i tlenu - nic nie zagraża ich trwałości. Chemicy bardzo lubią takie produkty.

Niestety związki azowe są toksyczne. Wprawdzie aby zatruć się związkami azowymi dodawanymi do żywności, należałoby tej żywności spożywać kilkadziesiąt-kilkaset kilogramów dziennie, ale... niektóre z nich (a właściwie produkty ich rozpadu) mają potwierdzone działanie mutagenne i kancerogenne. Inne - mogą wyzwalać histaminę, która może nasilać objawy astmy lub powodować skurcze (np. macicy u ciężarnych). Niektóre też mogą być przyczyną nadpobudliwości (i tu upatruję przyczynę ADHD).




wtorek, 19 maja 2015

promieniowanie jonizujące

Na takie ciekawostki chemiczno-fizyczne ostatnio się natknęłam, że muszę się z wami tą wiedzą podzielić.

Jesteśmy codziennie narażeni na promieniowanie jonizujące, płynące z różnych źródeł.
Wśród nich wyróżniamy źródła naturalne oraz sztuczne - wytworzone przez człowieka.
Do źródeł naturalnych zaliczamy promieniowanie kosmiczne, promieniowanie ziemskie (emitowane przez naturalne radionuklidy znajdujące się w nienaruszonej skorupie ziemskiej oraz naturalne radionuklidy wchodzące w skład ciała ludzkiego) a także radon (obecny w skałach, a co za tym idzie, również materiałach budowlanych i w powietrzu).
Sztuczne źródła promieniowania to przede wszystkim stosowane w diagnostyce medycznej badania rentgenowskie i badania in vivo (na żywym organizmie, polegające na podawaniu pacjentom preparatów promieniotwórczych), pierwiastki promieniotwórcze zawarte w żywności i środowisku (pochodzące z wybuchów jądrowych czy awarii radiacyjnych), niektóre wyroby powszechnego użytku emitujące promieniowanie jonizujące (np. ceramika barwiona uranem, izotopowe czujniki dymu, telewizory kineskopowe), oraz działalność naukowa, czy zawodowa, związana z promieniowaniem jonizującym.



To co mnie najbardziej zaskoczyło, to dawki promieniowania jakie przyjmujemy z poszczególnych źródeł.
W 2011 roku dawka skuteczna promieniowania jonizującego otrzymywana przez statystycznego mieszkańca Polski wynosiła średnio 3,30 mSv/rok, z czego narażenie radiacyjne pochodzące od naturalnych źródeł promieniowania stanowi niemal 74%, czyli 2,43 mSv/rok. Największy jest udział promieniowania pochodzącego od radonu i produktów jego rozpadu - 1,20 mSv/rok. 
Spośród sztucznych źródeł promieniowania, największy wpływ na organizmy ludzkie ma promieniowanie rentgenowskie, stosowane w diagnostyce - dawka skuteczna płynąca z tego źródła wynosi średnio 0,80 mSv/rok. Badania in vivo to kolejne 0,05 mSv. Narażenie na zanieczyszczenia środowiska i pokarmów sztucznymi radionuklidami - głównie izotopami cezu i strontu - szacuje się na 0,008 mSv/rok. Narażenie od przedmiotów codziennego użytku oraz płynące z wykonywania działalności zawodowej w przeliczeniu na statystycznego Polaka wynosi kolejne 0,002 mSv/rok.

Dla porównania...
Dawka promieniowania, jaką otrzymał statystyczny Polak w wyniku awarii w elektrowni jądrowej Fukushima Dai-ichi i przemieszczania się mas powietrza znad elektrowni nad terytorium Polski, wynosiła 2,3 nSv (0,0000023 mSv) dla I-131 oraz 2,1 nSv (0,0000021 mSv) dla Cs-137. Czyli pomijalnie mało.

To może jeszcze dodam jakie ilości promieniowania są szkodliwe.
W przybliżeniu efekty napromieniowania całego ciała w zależności od pochłoniętej dawki są następujące:

  •     0,1 Sv - pewne zmiany we krwi,
  •     0,1 – 0,5 Sv - ciężka choroba z 6-miesięcznym okresem rekonwalescencyjnym,
  •     5 Sv - śmierć w 50 % przypadków,
  •     10 Sv - nieuchronna śmierć.
    
Więcej na ten temat można poczytać tu i tu.

niedziela, 10 maja 2015

Dla automaniaków: glikol etylenowy

Nie pisałam już ponad miesiąc, wszystko przez projekt w który się zaangażowałam, ale już nadrabiam zaległości :)

Zacznę od niemiłego wspomnienia.
W zeszłym tygodniu wybraliśmy się na majówkę w dalsza trasę. Może nie jakąś super daleką, ale jednak. Wysiłek dla nas i samochodu był.
Na ostatniej prostej, utknąwszy w korku, zobaczyliśmy biały dym ulatniający się spod maski.


-Co to jest, co się zepsuło? - pomyślałam. 
-Pewnie chłodnica - odpowiedział rozsądek. I trafił.
Całego problemu nie potrzebuję naświetlać, istotny był wyciek płynu chłodniczego, fakt utknięcia w korku, bez nadziei na szybkie spotkanie stacji benzynowej i świadomość, że w weekend majowy nikt nam auta nie naprawi.
Ale nie ma co patrzeć w przyszłość, aby dojechać do celu trzeba uzupełnić płyn chłodniczy. Tylko czym? W bagażniku była resztka oleju silnikowego i płynu do spryskiwaczy. W kabinie jakiś słodki napój i woda źródlana. Co byście wybrali?
Nie zdradzę co obstawiał mój luby, odpowiem tylko że wybraliśmy wodę.
Gdy emocje już opadły postanowiłam zapytać wujka G. czy wybór był trafny i natknęłam się na serie artykułów o tym by nie wlewać do chłodnicy wody :/ Ale dlaczego?

Moja wiedza chemiczna na temat chłodnic samochodowych ogranicza się do świadomości, że płyn chłodniczy to najczęściej glikol etylenowy (czasem propylenowy). Wiem, że jest to alkohol i posiada dwie grupy hydroksylowe. Wiem, że jest toksyczny, dobrze miesza się z wodą i że ma niższą temperaturę topnienia i wyższą temperaturę wrzenia od wody. A wygląda tak:


O syntezie i zastosowaniu glikolu etylenowego nie ma co się rozpisywać. Z ciekawostek mogę przypomnieć historię pewnego alkoholika-złodzieja z pomorza, który wypijał zawartość busol znajdujących się na kutrach rybackich. Nieszczęśnik nie wiedział (lub było mu wszystko jedno), że ciecz znajdująca się w busoli, mimo że daje objawy upojenia alkoholowego, zawiera toksyczny glikol etylenowy. Jak dziś się ten pan czuje (czy jeszcze żyje) niestety nie wiem.

Czego dowiedziałam się dzięki naszemu wypadkowi:
Wodę stosuje się w niektórych rodzajach chłodnic samochodowych, ale są to wyjątkowe przypadki związane z wyścigami samochodowymi. Gdzie, przy dużym prawdopodobieństwie wypadku, glikol etylenowy może stanowić zagrożenie dla uczestników wyścigu.
Stosowanie wody, jako płynu chłodzącego, zmniejsza wydajność chłodzenia. Woda ma niższą temperaturę wrzenia i mniejszą prężność par niż glikol etylenowy. W działaniu układu chłodniczego bardzo istotne są te parametry. Dzięki parom, które powstają w układzie chłodzenia w silniku, otwiera się zawór umożliwiający dostarczenie płynu chłodzącego z chłodnicy, a tym samym uniemożliwia przegrzanie silnika (tak to rozumiem, może się mylę). Dlatego układ chłodzenia później zareaguje gdy zastosujemy mniej wydajną wodę i przy dłuższym stosowaniu jej jako medium chłodzącego, ryzykujemy zniszczenie silnika.
Dodatkowo woda zawiera nie tylko cząsteczki H2O, ale też minerały. Część z nich osadza się w postaci kamienia, niszcząc elementy układu. Może też powodować korozję elementów metalowych, a w zimę - zamarznąć i rozsadzić układ.
Zastosowanie wody może też powodować powstawanie korków parowych i kawitacji, o których to zjawiskach fizycznych pewnie kiedyś napiszę. W tym miejscu wystarczy nadmienić, że oba są związane z gwałtownymi zmianami stanu skupienia substancji z ciekłego na gazowy, pod wpływem zmian ciśnienia. Powstające gazy uniemożliwiają prawidłowe funkcjonowanie układu i tym samym zwiększają ryzyko przegrzania.

Oczywiście w przypadku wycieku płynu chłodniczego możemy zastosować wodę (jednak nie bezpośrednio z kranu, najlepiej destylowaną). Jej niewielkie ilości nie powinny zaszkodzić. Jednak jeśli płynu nadal ubywa, po naprawie układu chłodzenia warto zainwestować w nowy płyn chłodniczy.

A dlaczego w miejsce glikolu etylenowego nie powinniśmy stosować oleju mineralnego, mieszaniny alkoholi z substancjami pianotwórczymi, czy wodnego roztworu cukru - spróbujcie odpowiedzieć w komentarzach.

wtorek, 7 kwietnia 2015

Napoje izotoniczne

Według definicji "izotoniki to napoje mające na celu wyrównanie poziomu wody i elektrolitów wydzielanych z organizmu w procesie wydzielania potu, a także uzupełnienie witamin i soli mineralnych oraz w niewielkim stopniu węglowodanów spalanych podczas wysiłku fizycznego".


Jak wybrać dobry napój izotoniczny? Na co należy zwrócić uwagę?

Po pierwsze sprawdzamy osmolalność napoju. Jeśli chcemy się dobrze "nawodnić" stężenie składników napoju musi być zbliżone do tego, które występuje w płynach ustrojowych, czyli ok. 295 mOsm/kg H2O. Te tajemnicze literki opisują liczbę moli substancji czynnych osmotycznie rozpuszczonych w 1 kg wody. Niższą osmolalność ma zwykła woda, ponieważ zawiera mniej substancji rozpuszczonych. Woda szybko się wchłania, ale może nie uzupełnić niedoborów elektrolitów. Wyższe stężenie osmotyczne mają m.in. soki. Jest w nich więcej węglowodanów i składników mineralnych niż w płynach ustrojowych. Mogą dostarczyć potrzebną energię i elektrolity, jednak nie nawodnią organizmu.
Ciśnie mi się na usta stwierdzenie, że aby uzupełnić zarówno wodę, jak i elektrolity możemy pić rozcieńczone soki. Rozsądek jednak podpowiada, że w dostępnych handlowo sokach znajdują się głównie węglowodany, składników mineralnych może być niewiele.

Jeśli chcemy dostarczyć organizmowi idealną mieszankę elektrolitów, wybierajmy te izotoniki, które w swym składzie mają węglowodany, minerały i witaminy.

Proste węglowodany to glukoza i fruktoza. To na nich zależy nam najbardziej. Unikajmy napojów typu "zero", zamiast cukru mają słodziki, których wpływ na zdrowie jest dyskutowany od lat.
Dzięki węglowodanom uzupełniamy zapasy energii, organizm wolniej się męczy.

Sód to najważniejszy pierwiastek w izotonikach. Głównie on zapewnia właściwą osmolalność, ułatwiając wchłanianie wody przez organizm. Poza tym pomaga regulować temperaturę ciała podczas wysiłku. Wydzielany jest wraz z potem, dlatego należy go uzupełniać. Wg zaleceń Komitetu Naukowego ds Żywności podczas długotrwałego wysiłku fizycznego należy stosować sód w ilościach 460-1150 mg/litr.

Kolejnym ważnym minerałem jest potas, który wspomaga pracę układu mięśniowego i nerwowego, zmniejsza ryzyko wystąpienia skurczów mięśni, oraz reguluje gospodarkę wodno-elektrolitową organizmu.

Magnez lub wapń też mogą się znaleźć w napojach izotonicznych. Są niezbędne do prawidłowej pracy układu mięśniowego i nerwowego. Niedobór tych minerałów też może być przyczyną skurczów mięśni. Magnez odpowiada też za utrzymanie prawidłowej temperatury ciała.

Niektóre izotoniki zawierają też witaminy. Najważniejsze podczas długotrwałego wysiłku fizycznego są witaminy z grupy B, jak niacyna (B3), kwas pantotenowy (B5) czy biotyna (B7). Witamina B6 ułatwia wchłanianie magnezu i potasu, natomiast witaminy z grupy D wspomagają wchłanianie wapnia i sodu.
Witamina C jest łatwo wydzielana wraz z potem. Bierze udział m.in. w oddychaniu komórek czy w syntezie kolagenu, dlatego warto uzupełniać jej niedobory.
Witamina E neutralizuje wolne rodniki. Odgrywa ważną rolę w ochronie czerwonych krwinek i w procesach regeneracyjnych.
Witamina A zmniejsza zmęczenie i łagodzi skurcze łydek.
Należy jednak uważać, aby nie przedawkować witamin. Szczególnie niebezpieczne są witaminy nierozpuszczalne w wodzie, których nadmiaru organizm nie usunie zbyt łatwo. Chodzi tu przede wszystkim o witaminy E, A oraz D.

Poza "dobrymi" składnikami w napojach izotonicznych kryje się też wiele niepotrzebnych i czasem szkodliwych substancji, jak np. barwniki, słodziki, konserwanty. 
Przede wszystkim należy uważać na napoje intensywnie niebieskie lub czerwone (mogą zawierać błękit brylantowy czy czerwień koszenilową). 
Jeśli w napoju jest glukoza czy fruktoza substancje słodzące (np. aspartam) wydają się nie potrzebne. Naturalnym regulatorem kwasowości jest witamina C (kwas askorbinowy), czy kwas cytrynowy. Inne substancje konserwujące (jak cytrynian sodu, potasu) nie są potrzebne.